Jeżeli chcesz aby Twój cel został zrealizowany zaplanuj go.

Takie zdanie opatrzone licznymi i wesołymi wykrzyknikami widnieje w podsumowaniu mojego pierwszego 12 tygodniowego roku.

Po raz pierwszy spotkałam się z pomysłem 12 tygodniowego planowania czytając artykuł na blogu dominikjuszczyk.pl. Następnie temat zaczął za mną chodzić jak reklama z googla. Pojawił się we wpisie na kolejnym blogu, w jakimś poście, w podkaście.

Nie mogę powiedzieć że moje dotychczasowe doświadczenia z planowaniem były pasmem porażek – ich po prostu praktycznie nie było.

Oczywiście każdego roku kupowałam piękny notes/ kalendarz w którym na początku stycznia coś zapisywałam, ale w kolejnych miesiącach czystych kartek było coraz więcej.

Nie mam czasu na planowanie

Też tak sądzisz – witaj w klubie! Zdarza Ci się coś zawalić, zapomnieć, na wariata nadrabiać po nocy – witaj w klubie! Zdarza Ci sie w ciągłym biegu i z poczuciem presji realizować zadania które wpadają od szefa, współpracowników, rodziny, znajomych, od losu – witaj w klubie!

A Twoje cele, rzeczy które Ty chciałabyś zrobić  gdzieś tam, kiedyś tam, może….. witaj w klubie!

Na każdą bolączkę jest lekarstwo lub narzędzie, które zapewnia cudowne rozwiązanie problemu, a narzędzi do planowania, ogarniania czasu i zadań jest naprawdę mnóstwo. Jednym z takich narzędzi jest planowanie 12 tygodniowe.

Od zwątpienia po euforię

Dlaczego 12 tygodni ma być lepsze niż 12 miesięcy albo 6 miesięcy? Moje zadania i projekty są przecież różnej długości, wcale nie muszą zmieścić się akurat w takim okresie. Jeżeli przez rok nie mogłam zmobilizować się do zrobienia czegoś to nagle w parę tygodni się zmobilizuję?

Z drugiej strony entuzjazm osób które zastosowały tą metodę był inspirujący, a 12 tygodni to znowu nie tak dużo więc mogę spróbować.

Właśnie to nie tak dużo, to nie jakiś abstrakcyjny okres ale bardzo konkretny, dający się łatwo skontrolować przedział czasu. Wyraźnie widzę gdzie jestem, co już zrobiłam a ile jeszcze zostało. Wyraźnie widzę że 12 tygodni to dni i godziny które w dużym stopniu mam już czymś zajęte.

Jeżeli planuję np 3 stycznia że coś tam w kwietniu albo w czerwcu to przecież nie mam zielonego pojęcia ile tego czasu w kwietniu lub w czerwcu będę miała, ale  to że w przyszły wtorek i czwartek jadę z dzieckiem na basen, w piątek zakupy a w kolejny poniedziałek szkolenie daje mi już jasny obraz że mogę zagospodarować dwie godziny w środę i godzinę w piątek.

Wyraźnie widzę że choćbym się nie wiadomo jak sprężyła to nie wcisnę pięciu nowych projektów więc muszę jeden zakończyć aby zabrać się za następny, muszę wybrać który jest dla mnie w tym momencie ważniejszy.

Wyraźnie widzę że pojawiają się w ciągu dnia czarne dziury – co ja właściwie robiłam? gdzie mi ten czas uciekł?

Najlepszą moim zdanie rzeczą w tym całym planowaniu jest podsumowanie.

Tak ja zgubiłam jeden cały tydzień – nie mam pojęcia gdzie mi zniknął ale zakończyłam jedno zadanie, dwa doprowadziłam do końcowego etapu i jedno ruszyłam z miejsca! Wow, wow, wow  okrzyki triumfu, dziki taniec i prosecco co 12 tygodni!